Czy jest coś bardziej silniejszego od matczynej miłości do swojego jedynego dziecka?
Brązowy wszedł do wąwozu, a zanim popychały się nawzajem lwice. To nie mogła być prawda. Śmierć króla i jego potomka spiorunowała je wszystkie. Ale musiały się upewnić. Nagle zatrzymały się. Przed nimi leżało olbrzymie lwie ciało o złotym futrze i szkarłatnej grzywie. Nie był to jednak TEN Mufasa. Był pokryty kurzem, mocno poraniony, a nad jego łbem krążyły już wygłodniałe sępy.
Brązowy rzucił się ku ptakom i przepędził je groźnym rykiem. Spojrzał na ciało brata. Pomału docierało do niego to, co zrobił. Zabił własnego brata i bratanka. Może nie zginęli z jego własnych łap, lecz z powodu jego własnej intrygi. Usiadł.
- Król nie żyje... - szepnął, jednak stado go usłyszało. Z tłumu usiadła przy nim Sarabi. Z jej oczu wylewały się łzy. Fakt, została królową Mufasy, ale ze względu na tradycję musiała. Ahadi - król z tamtych czasów nie pozwolił jej się sprzeciwić. Jak mawiano: "Wszystko to, co najlepsze zawsze pozostaje dla króla.".
- A gdzie Simba? - zapytała z nutką nadziei w głosie i spojrzała na Skazę. Odwrócił łeb od niej, uciekając od jej smutnego spojrzenia. Chciał się przyznać. Ale nie potrafił. Na szybko wymyślił:
- Nie wiem, moja droga. Szukałem wszędzie, wołałem... na próżno.
- Więc możliwe, że żyje? - dalej dopytywała.
- Owszem. Lecz wątpliwie. - rzekł.
- Musimy go szukać! Jest nadzieja! - krzyknął z tłumu jakiś głosik. To była Nala. Skaza zmierzył ją dziwnym wzrokiem. Poczuł, że uczynił to samo, co jego ojciec - pozbył się jednego z lwów i jednocześnie miłości. Intuicja mówiła mu, że ta młoda lwica czuła coś więcej do Simby. Wzruszył tylko ramionami, ale nic nie odpowiedział.
- To co robimy? - zapytał Chumvi.
- Szukamy Simby! - odpowiedział Tojo. Nagle Skaza zauważył coś, co go niezwykle zaintrygowało. Była to niewielka kałuża krwi.
- Spójrzcie! - wskazał w tamtym kierunku. Stado pognało ku szkarłatnej plamie. Sarabi obwąchała dokładnie to miejsce. Czuła zapach lwiątka, nie mogła się zorientować, czy to aby na pewno krew jej synka. Chyba jednak... Ostatnia stracona nadzieja.
- To jego... - wybąkała.
- NIE! - wrzasnęła na całe gardło Nala i z płaczem zaczęła uciekać z wąwozu. Reszta lwiątek trwała w milczeniu; słychać było od czasu do czasu cichy szloch.
Natomiast Sarabi rzuciła się na Skazę, wtuliła w jego czarną grzywę i rozpłakała. Przypomniała sobie wszystkie chwile jakie spędziła szczęśliwie ze swoim synkiem. Jego narodziny, prezentacja, pierwsze kroki, pierwsza lekcja z ojcem... Brązowy objął ją łapą i mówił po cichu:
- Nie płacz Sarabi, nie płacz... - chociaż sam ledwo powstrzymywał się od uronienia łzy. Wreszcie odsunął od siebie lwicę i spojrzał na stado. Mierzyło go pytającym wzrokiem.
- Możecie podejść i oddać mu zasłużony hołd. Zapewne chciał oddać życie za własnego syna, a to na prawdę wielki czyn. - powiedział. Najpierw podeszły lwiątka, a zaraz po nich reszta. Obwąchiwali ciało, niektóre lwice jeszcze kłaniały się mu albo wylizywały jego rany i grzywę.
Skaza zaś siedział najdalej od ciała i często odwracał łeb, aby otrzeć łzę. Nie chciał płakać, ale również nie potrafił się powstrzymać. Zaczerpnął powietrza i zawołał do lwic:
- Idę poszukać Zazu. Wszyscy powinni wiedzieć o śmierci króla.
Był to pretekst do odejścia z tego miejsca i danie znaku hienom, aby wieczorem przybyły na Lwią Skałę. Nie oddalił się zbyt, a ujrzał przed sobą czekającą Shenzi. Uśmiechała się szyderczo. Na reszcie rozpocznie się klawe życie dla wszystkich hien - bez głodu i pragnienia! Jej entuzjazmu nie podzielał brat zmarłego władcy.
- I co? Dały się nabrać? - zapytała, oblizując pysk.
- Tak, wszystko idzie zgodnie z naszym planem. Biegnij szybko po swoje stado, a kiedy tylko pojawi się księżyc, przyjdźcie na Lwią Skałę. Dam radę coś wymyślić, żeby was zaakceptowały bez żadnych protestów. - oznajmił odwzajemniając uśmiech. Traktował hienę jak przyjaciółkę, więc ów uśmiech nie miał nic wspólnego z planem wprowadzonym w życie. Natomiast ona zaśmiała się pod nosem i pobiegła w kierunku Cmentarzyska Słoni.
Skaza ruszył dalej. Wskoczył na półkę z której obserwował przebieg planu śmierci Mufasy. Leżał tam nieprzytomny ptak.
- Hej, Zazu! Obudź się. - zawołał i szturchnął go łapą. Na początku wyglądał na martwego, ale po kilku próbach wybudzenia go, ocknął się. Zaraz po tym, jak dotarło do niego, co się właśnie stało, wrzasnął:
- Co z Mufasą?! I co z Simbą?! - lew spuścił wzrok i odpowiedział:
- Nie żyją...
Natomiast Sarabi rzuciła się na Skazę, wtuliła w jego czarną grzywę i rozpłakała. Przypomniała sobie wszystkie chwile jakie spędziła szczęśliwie ze swoim synkiem. Jego narodziny, prezentacja, pierwsze kroki, pierwsza lekcja z ojcem... Brązowy objął ją łapą i mówił po cichu:
- Nie płacz Sarabi, nie płacz... - chociaż sam ledwo powstrzymywał się od uronienia łzy. Wreszcie odsunął od siebie lwicę i spojrzał na stado. Mierzyło go pytającym wzrokiem.
- Możecie podejść i oddać mu zasłużony hołd. Zapewne chciał oddać życie za własnego syna, a to na prawdę wielki czyn. - powiedział. Najpierw podeszły lwiątka, a zaraz po nich reszta. Obwąchiwali ciało, niektóre lwice jeszcze kłaniały się mu albo wylizywały jego rany i grzywę.
Skaza zaś siedział najdalej od ciała i często odwracał łeb, aby otrzeć łzę. Nie chciał płakać, ale również nie potrafił się powstrzymać. Zaczerpnął powietrza i zawołał do lwic:
- Idę poszukać Zazu. Wszyscy powinni wiedzieć o śmierci króla.
Był to pretekst do odejścia z tego miejsca i danie znaku hienom, aby wieczorem przybyły na Lwią Skałę. Nie oddalił się zbyt, a ujrzał przed sobą czekającą Shenzi. Uśmiechała się szyderczo. Na reszcie rozpocznie się klawe życie dla wszystkich hien - bez głodu i pragnienia! Jej entuzjazmu nie podzielał brat zmarłego władcy.
- I co? Dały się nabrać? - zapytała, oblizując pysk.
- Tak, wszystko idzie zgodnie z naszym planem. Biegnij szybko po swoje stado, a kiedy tylko pojawi się księżyc, przyjdźcie na Lwią Skałę. Dam radę coś wymyślić, żeby was zaakceptowały bez żadnych protestów. - oznajmił odwzajemniając uśmiech. Traktował hienę jak przyjaciółkę, więc ów uśmiech nie miał nic wspólnego z planem wprowadzonym w życie. Natomiast ona zaśmiała się pod nosem i pobiegła w kierunku Cmentarzyska Słoni.
Skaza ruszył dalej. Wskoczył na półkę z której obserwował przebieg planu śmierci Mufasy. Leżał tam nieprzytomny ptak.
- Hej, Zazu! Obudź się. - zawołał i szturchnął go łapą. Na początku wyglądał na martwego, ale po kilku próbach wybudzenia go, ocknął się. Zaraz po tym, jak dotarło do niego, co się właśnie stało, wrzasnął:
- Co z Mufasą?! I co z Simbą?! - lew spuścił wzrok i odpowiedział:
- Nie żyją...
*
Jeszcze przed zmrokiem wszyscy na Lwiej Ziemi wiedzieli o śmierci władcy. Nazajutrz miały zebrać się zwierzęta, aby wysłuchać przemowy Skazy. Tymczasem on musiał wymyślić dobrą zachętę dla lwic, aby zaakceptowały obecność hien.
Nagle wpadł na to. Stado zgromadzone były w kręgu, przy pobliskim głazie. Brązowy wskoczył na niego zwinnie i spojrzał na ich twarze. Były smutne, wciąż ciekły im łzy po policzkach. Na prawdę musiały kochać Mufasę, wprost czcić go. Nie, nie tak wyobrażał sobie początek jego panowania. Otrząsnął się i chrząknął. Tylko kilka lwic rzuciło mu przelotne spojrzenie; nie miały teraz ochoty na wysłuchiwanie przemówień. Skaza zmarszczył nos, lecz rzekł z pełnym spokojem:
- Będziemy mieli gości. Przyjdą dziś, kiedy tylko ujrzą na swych terenach księżyc. Pragną oddać cześć Mufasie i Simbie oraz okazać wobec nas wyrazy współczucia.
Nie drgnęły. Nie robiło to na nich wrażenia. Zapewne spodziewały się jakiegoś pobliskiego stada lwów. To już bardziej zirytowało brązowego.
- Będą to hieny. - powiedział jednym tchem, oczekując na reakcję. Teraz zwróciły na niego uwagę.
- Jak to? Hieny?! Po co chcą tu przyjść? Ich dom jest poza granicą, na Cmentarzysku! - zawołała Sarafina.
- Spokojnie, nie wzbudzajcie paniki! - skarcił je lew. - Zawarłem sojusz z hienami, które prawdopodobnie widziały upadek Mufasy ze skały. Przynajmniej tak powiedzieli. Ufam im. A poza tym, one chcą tylko oddać hołd władcy i jego synowi. Czy to coś złego?
- Już sobie wyobrażam, jak będą oddawać ten "hołd". - rzuciła groźnym głosem Sarabi. - Będą bezcześcić ciało! Nie zgadzam się na ich przybycie.
- To już zostało ustalone. - powiedział Skaza. - Zobaczycie, nie będą niszczyć ciała. Ponoć mają coś specjalnego na tą okazję... och, już idą!
Wszyscy spojrzeli teraz w kierunku granicy z Cmentarzyskiem. Wśród hien jednak emanowało dziwne, zielone światło. Zbliżali się bardzo szybko, a było ich tak wiele, że równia po której przechodziły zrobiła się czarna.
Na ramieniu lwa usiadł Zazu, dziobnął go w policzek i szepnął:
- Ja bym uważał. Hieny nie są godne zaufania!
- Daj spokój! Dołącz do lwic. - warknął. Dzioborożec odleciał i usiadł na grzbiecie partnerki Mufasy. Brązowy zaś podszedł do hien bez żadnego strachu, ku zaskoczeniu lwic. Po krótkiej wymianie zdań pomiędzy nimi, lew odwrócił się i oznajmił, że zejdą jeszcze raz do wąwozu. Była to trauma, szczególnie dla Sarabi i Nali, która zdecydowała jednak powrócić do miejsca śmierci króla i jego syna.
Nagle wpadł na to. Stado zgromadzone były w kręgu, przy pobliskim głazie. Brązowy wskoczył na niego zwinnie i spojrzał na ich twarze. Były smutne, wciąż ciekły im łzy po policzkach. Na prawdę musiały kochać Mufasę, wprost czcić go. Nie, nie tak wyobrażał sobie początek jego panowania. Otrząsnął się i chrząknął. Tylko kilka lwic rzuciło mu przelotne spojrzenie; nie miały teraz ochoty na wysłuchiwanie przemówień. Skaza zmarszczył nos, lecz rzekł z pełnym spokojem:
- Będziemy mieli gości. Przyjdą dziś, kiedy tylko ujrzą na swych terenach księżyc. Pragną oddać cześć Mufasie i Simbie oraz okazać wobec nas wyrazy współczucia.
Nie drgnęły. Nie robiło to na nich wrażenia. Zapewne spodziewały się jakiegoś pobliskiego stada lwów. To już bardziej zirytowało brązowego.
- Będą to hieny. - powiedział jednym tchem, oczekując na reakcję. Teraz zwróciły na niego uwagę.
- Jak to? Hieny?! Po co chcą tu przyjść? Ich dom jest poza granicą, na Cmentarzysku! - zawołała Sarafina.
- Spokojnie, nie wzbudzajcie paniki! - skarcił je lew. - Zawarłem sojusz z hienami, które prawdopodobnie widziały upadek Mufasy ze skały. Przynajmniej tak powiedzieli. Ufam im. A poza tym, one chcą tylko oddać hołd władcy i jego synowi. Czy to coś złego?
- Już sobie wyobrażam, jak będą oddawać ten "hołd". - rzuciła groźnym głosem Sarabi. - Będą bezcześcić ciało! Nie zgadzam się na ich przybycie.
- To już zostało ustalone. - powiedział Skaza. - Zobaczycie, nie będą niszczyć ciała. Ponoć mają coś specjalnego na tą okazję... och, już idą!
Wszyscy spojrzeli teraz w kierunku granicy z Cmentarzyskiem. Wśród hien jednak emanowało dziwne, zielone światło. Zbliżali się bardzo szybko, a było ich tak wiele, że równia po której przechodziły zrobiła się czarna.
Na ramieniu lwa usiadł Zazu, dziobnął go w policzek i szepnął:
- Ja bym uważał. Hieny nie są godne zaufania!
- Daj spokój! Dołącz do lwic. - warknął. Dzioborożec odleciał i usiadł na grzbiecie partnerki Mufasy. Brązowy zaś podszedł do hien bez żadnego strachu, ku zaskoczeniu lwic. Po krótkiej wymianie zdań pomiędzy nimi, lew odwrócił się i oznajmił, że zejdą jeszcze raz do wąwozu. Była to trauma, szczególnie dla Sarabi i Nali, która zdecydowała jednak powrócić do miejsca śmierci króla i jego syna.
*
Nikt się nie spodziewał takiego zachowania hien. Przyniosły one bowiem z Cmentarzyska czaszki przeróżnych zwierząt z których emanowało to dziwne, zielone światło. Pozostawiły je wokół ciała, a gdy kilka pozostało, rozstawiły je wokół plamy krwi. Było to coś w rodzaju "zapalania zniczy". Powrócili na Lwią Skałę.
Tam Skaza zaczął swoją przemowę:
- Śmierć Mufasy, to dla nas wielka tragedia. Lecz utrata Simby! Dziecka wchodzącego w życie! - i tu zakrył pysk łapą, aby otrzeć małą łzę. Lwice były załamane. Nala wtuliła się do łapy matki i uroniła łzę. Starała się jakoś to wytrzymać, ale nie potrafiła. Inne lwiątka też płakały. - Dla mnie jest stratą osobistą... - kontynuował. - Dlatego wstępuję na tron z ciężkim sercem... lecz dźwignijmy się z popiołów, by powitać nadchodzący dziś świt nowej ery w której lew i hiena...
I w tym momencie wokół Lwiej Skały zebrały się wszystkie hieny. Udawały jakby smutne, ale wydawały swoje dziwne śmiechy. Brązowy wskoczył na wyrosłą skałę.
-... budować będą wspaniałą, świetlaną przyszłość! - dokończył. Dumnym krokiem wszedł na czubek skały po czym donośnie zaryczał. W ślad za nim poszły inne lwice, a hieny podniosły głośny, triumfalny wrzask.
Wszystko z daleka obserwował Rafiki. Poleciała mu łza. Mimo swojej mądrość i zdolności do wizji nie potrafił przewidzieć, co tak na prawdę wydarzyło się w wąwozie. Uwierzył we wszystko co powiedział Skaza. Szybko odszedł i powrócił do swego drzewa. A tam zmazał portret małego księcia.
- Simba... - szepnął.
-----------------------------------------------------------------------------------------
Tam Skaza zaczął swoją przemowę:
- Śmierć Mufasy, to dla nas wielka tragedia. Lecz utrata Simby! Dziecka wchodzącego w życie! - i tu zakrył pysk łapą, aby otrzeć małą łzę. Lwice były załamane. Nala wtuliła się do łapy matki i uroniła łzę. Starała się jakoś to wytrzymać, ale nie potrafiła. Inne lwiątka też płakały. - Dla mnie jest stratą osobistą... - kontynuował. - Dlatego wstępuję na tron z ciężkim sercem... lecz dźwignijmy się z popiołów, by powitać nadchodzący dziś świt nowej ery w której lew i hiena...
I w tym momencie wokół Lwiej Skały zebrały się wszystkie hieny. Udawały jakby smutne, ale wydawały swoje dziwne śmiechy. Brązowy wskoczył na wyrosłą skałę.
-... budować będą wspaniałą, świetlaną przyszłość! - dokończył. Dumnym krokiem wszedł na czubek skały po czym donośnie zaryczał. W ślad za nim poszły inne lwice, a hieny podniosły głośny, triumfalny wrzask.
Wszystko z daleka obserwował Rafiki. Poleciała mu łza. Mimo swojej mądrość i zdolności do wizji nie potrafił przewidzieć, co tak na prawdę wydarzyło się w wąwozie. Uwierzył we wszystko co powiedział Skaza. Szybko odszedł i powrócił do swego drzewa. A tam zmazał portret małego księcia.
- Simba... - szepnął.
-----------------------------------------------------------------------------------------
- Ta plama krwi o której wspomniane jest w notce to naprawdę krew Simby (dla tych, którzy sądzą, że to może być krew Mheetu). Powstała ona w wyniku upadku, kiedy wyleciał Mufasie z pyska. Nie było to pokazane w filmie, ponieważ byłoby to drastyczne, ale przecież Simba musiał się choć troszkę okaleczyć od takiego upadku :)
Smutny rozdział. Biedny Mufasa. Wszystko świetnie opisane!
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe jak w Twej wersji potoczą się dalsze losy!
Pozdrawiam i obserwuję ;)
Rozdział był NIESAMOWITY! Przeczytałam go z zapartym tchem, po prostu nie mogłam oderwać oczu od ekranu. Śmierć Mufasy, intrygi Skazy... wszystko opisałaś perfekcyjnie, nic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziesz kontynuowała tę historię. Dodaję się do obserwatorów i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie <3
świetny rozdział tu Zauditu :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że założyłaś nowego bloga^^
Rozdział wręcz magiczny, zapierający dech w piersiach. Smutny ale bardzo ciekawy. Perfekcyjnie napisane...
Na początku myślałam że Skaza wedłyug Twojej wersji naprawdę będizie płakał i żałował, ale jednak nie, może to i anwet dobrze poneiważ jakoś tak wolę złe postacie niż dobre ;) biedna Sarabi nawet sobei nie wyobrażam jej smutku. Nie mogę sie doczekac kiedy anpiszesz coś o Simbie :) i jaka będzie Twoja dalsza historeia :)
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdziła, obserwuję i zapraszam an mojego nowego bloga:
mroczna-materia.blogspot.com
wspaniale to opisałaś! Czytając tę notkę, bardzo trudno mi ocenić Skazę... Zdaje się, że w głębi duszy nie jest jeszcze taki zły, rozmyśla nad swoimi czynami, ale coś odciąga go od dobra... Jestem bardzo ciekawa kolejnych rozdziałów, warunków panujących później za Lwiej Ziemi, które nie zostały pokazane w filmie, jak dorastała Nala i reszta lwiątek, jak to było z Vitani i Kovu. Dobra nie będę za bardzo wybiegać :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
bbatmanija.blogspot.com